Kilka słów prawdy o tym blogu...

Umieszczam tu różne, różniste twory swojego zestresowanego, sfrustrowanego umysłu. Jak się komuś spodoba - miłej zabawy, jak nie - żegnam oschle i ozięble ;)
Uprasza się o zachowanie minimum przyzwoitości w komentarzach.
Ok, to chyba tyle. Pozdrawiam i życzę miłej lektury.

23 kwietnia 2009

Słoń Ninio



Mam niebywały zaszczyt przedstawić Państwu coś, co przy dobrej pogodzie i niskim kursie dolara można nazwać jak się chce. Osobiście nazywam to sztuką, ale chyba trochę przesadzam.
Tak czy inaczej, Panie i Panowie oto:

"Słoń Ninio"

Występują:

  • Radny Michał Grześ,
  • Słoń domniemany gej Ninio,
  • Cała reszta,
  • gościnnie Paris Hilton.


Akt 1

Scena 1

(Poznań, 9 rano, gabinet radnego Grzesia)


Radny Grześ: (znudzony, przegląda poranną prasę)
Czym by się tu dzisiaj zająć...
Hmm...
(ziewa)
Walka z bezrobociem, dziurami w jezdni i korupcją jest taka nudna...
(głębokie westchnienie i poczucie niespełnienia)

Olśnienie: (przychodzi niespodziewanie wraz z doniesieniami o niepokojących, z punktu widzenia moralności radnego Grzesia, zachowaniach słonia Ninia w poznańskim zoo)

Radny Grześ: (olśniony)
Oto problem wymagający natychmiastowej interwencji.
Słoń gejem? To niedopuszczalne!
O skazo na heteroseksualnej orientacji mieszkańców poznańskiego zoo, twój pogromca nadchodzi!


Scena 2

(sesja Rady Miasta)

Radny Grześ: (upewniwszy się, że wszyscy go słyszą głośno i wyraźnie)
Słoń Ninio to gej! Bije samice trąbą i spycha je do basenu. Natomiast z kolegami dogaduje się znakomicie. Toż to niemoralność nad niemoralnościami!


Pozostali uczestnicy sesji Rady Miasta:
(mają to w głębokim poważaniu, jeśli nie głębiej)

Przejdźmy lepiej do kolejnego punktu zebrania, zanim wyborcy dowiedzą się, jakimi pierdołami się zajmujemy.

Media:
(są zachwycone, bo to lepsze od teletubisia i jego czerwonej torebki, po czym natychmiast rozdmuchują całą sprawę)



Akt 2

Scena 1

(Poznańskie zoo. Tłumy gromadzą się przed wybiegiem słonia Ninio.)

Organizacje progejowskie:
Słoniu Ninio, mamy zaszczyt uczynić cię symbolem walki o prawa mniejszości seksualnych.
Przyjmij od nas w prezencie derkę w kolorach tęczy i dwupłytowe wydanie Brokeback Mountain.

Słoń domniemany gej Ninio: (zakłopotany, krztusząc się bananem)
Ej, zaraz! Chwileczkę! Nie przesądzajcie sprawy. Jeszcze nie wiem czy jestem gejem, bo jestem za młody. Zresztą zachowania zwierząt czasem różnią się od waszych. Bez przesady z tą nadinterpretacją.

Organizacje progejowskie: (udają, że nie słyszą i wyciągają transparenty z napisem „Dajcie gejowi Niniowi spokój!”)

Pracownik zoo: (chciał coś powiedzieć, ale się wstrzymał, by nie wyjść na homofoba)

Organizacje antygejowskie: (przybywają na miejsce, by przy pomocy kijów bejsbolowych wytłumaczyć organizacjom progejowskim, że się są w błędzie w kwestii oceny orientacji seksualnej Ninia, oraz aby poćwiczyć celność w rzutach płytami chodnikowymi)

Tłum zgromadzony licznie: (ma nadzieje na ostrą zadymę)

Policja: (rozwiewa tę nadzieję)

Słoń domniemany gej Ninio: (idzie sprawdzić czy w pobliżu nie ma kogoś, kogo by można zepchnąć do basenu lub zbić trąbą)

Pracownik zoo: (poszedł do domu na obiad)

Tłum zgromadzony licznie: (zainspirowany pomysłem radnego Grzesia idzie szukać przejawów homoseksualizmu u innych zwierząt, bo to bardzo interesujące)



Scena 2

(Gdzieś w przestrzeni debaty publicznej)

Głosy skrajnej prawicy:
Ten słoń to diabeł wcielony!

Głosy skrajnej lewicy:
Diabła nie ma.

Głosy skrajnej prawicy:
A właśnie, że jest cholerne komuchy!

Głosy skrajnej lewicy:
A właśnie, że nie ma cholerne mohery!

Głosy internautów:
Buhahaha... ale jazda...

Głos radnego Grzesia:
Jak się nie będzie rozmnażał, to przynajmniej spróbujmy na tym zarobić.

Głos Ninia: (nie liczy się)

Głos przeciętnego Kowalskiego:
A dajcie wy mi wszyscy święty spokój.

Głos Paris Hilton:
Do you think I'm sexy?

Głos odautorski:
Idźcie i rozmnażajcie się, albo i się nie rozmnażajcie, jak tam sobie chcecie.

Koniec

21 kwietnia 2009

"Trudne" wyrazy c.d



Partycypować – znaczy brać w czymś udział, uczestniczyć.
Płacący abonament partycypują w finansowaniu takich hitów telewizji publicznej jak „Klan”, „Plebania” czy „M jak Miłość”.
Mogą więc z dumą powiedzieć, że to dzięki ich ciężko zarobionym pieniądzom, możemy codziennie podziwiać na swoim ekranie Kasię Cichopek i braci ksero Mroczków. A niepłacący abonamentu powinni się wstydzić.

Notabene – w dodatku, nawiasem mówiąc.
Np.
Marian chciał udowodnić, że można skoczyć z 10 piętra i bezpiecznie wylądować, o ile wcześniej wypiło się Red Bulla.
Swojej tezy nie udowodnił, co notabene potwierdził protokół z sekcji zwłok.

Apogeum – czyli szczyt, punkt kulminacyjny.
Apogeum pojawia się wówczas, gdy stoimy w takim w korku, iż wydaje nam się, że pobliski przystanek autobusowy, gdyby tylko zechciał, byłby na miejscu szybciej niż my.

Brzytwa Ockhama - wprowadzona przez Williama Ockhama zasada, iż bytów nie należy mnożyć ponad potrzebę, oznacza, że aby wyjaśnić dane zjawisko, należy w pierwszej kolejności szukać najprostszych rozwiązań. Gdy więc któregoś dnia stwierdzimy, że nasze życie jest jedną, wielką porażką, a odpowiedzialność za to ponosi m.in. niesprzyjający układ planet, Latający Potwór Spaghetti, promieniowanie z mikrofalówki lub Muminki, po zastosowaniu zasady Ockhama, może okazać się, że to jednak wyłącznie my sami.

Asymilacja – to proces przystosowania się jednostki do życia w nowej grupie społecznej, wręcz utożsamianie się z nią. Dotyczy on najczęściej imigrantów i jest stosunkowo długotrwały, lecz bywają wyjątki. Niektórzy asymilują się szybciej, lub niemal natychmiastowo. Stąd polskie fora internetowe mają od czasu do czasu zaszczyt gościć przedstawicieli pokolenia „A u nas, w UK...”.

Utylitarny – powiedzieć, że coś jest utylitarne znaczy, że jest użyteczne lub ma zastosowanie praktyczne. Utylitarność jest względna. Taki olejek do opalania będzie raczej bezużyteczny na Antarktydzie, ale już wiedza o czymś takim jak Blatta orientalis też będzie bezużyteczna, ale tylko do momentu, gdy nam się Blatta orientalis (potocznie zwana karaluchem), nie zadomowi w mieszkaniu.
Można jeszcze dodać, że jedyną osoba we wszechświecie, dla której wszystko jest utylitarne jest Mcgyver.

Abstrahując – znaczy pomijać to, co uważa się za mniej ważne.
Jarosław Kaczyński któregoś dnia stwierdził, że: "Ten paradygmat jest faktem, od którego nie da się abstrahować".
Zdanie może wydawać się niezrozumiałe, ale abstrahując od tego, co autor miał na myśli, okazuje się, że słownik języka polskiego też można przedawkować.

Cynizm – postawa życiowa charakteryzująca się lekceważeniem bądź negowaniem przyjętych w danym środowisku wartości, praw czy zasad.
Nie mylić z lekceważeniem np. prawa powszechnego ciążenia, zasad bezpieczeństwa podczas napraw urządzeń pod wysokim napięciem, zasad takich jak stężony roztwór wodorotlenku sodu czy wartości, jakie wskazuje licznik Geigera.
Skutki takiej pomyłki bywają niemiłe.

Apoteoza – to idealizowanie kogoś lub czegoś, czyli same zalety, żadnych wad, och i ach.
Pojęcie to jest bardzo bliskie osobom zakochanym, które apoteozują obiekt swoich westchnień, a następnie biorą z nim ślub. Im dalej w staż małżeński, tym apoteozy w związku jest coraz mniej, a bywa, że zastępowana jest przez zmarnozę, czyli „ty podła świnio, zmarnowałeś mi życie”, lub rozwodozę.

Permanentny - tzn. ciągły, nieustanny.
Nasi politycy tkwią w permanentnym sporze. Spór dotyczy w zasadzie wszystkiego, lecz sama jego istota jest sprawą poboczną, gdyż w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby się coś działo, oraz by mieć pretekst do zwołania konferencji prasowej - czyli takie nasze polskie „neverending story”, którego „końca nie widać”.


Konotacje – w dużym skrócie i uproszczeniu są to dodatkowe skojarzenia o rozmaitym charakterze, jakie przychodzą nam na myśl, gdy słyszymy określone wyrażenie.
Np. wyrażenie „fotel dentystyczny” ma raczej negatywne konotacje, podobnie jak „izba skarbowa” czy „Minister Edukacji Roman Giertych”.
Dla takich słów takich jak „czekolada”, „długi weekend” czy „małpka”, konotacje będą miały charakter pozytywny, choć w przypadku tego ostatniego niektórzy mogą mówić o konotacjach traumatycznych.

Unifikacja – ujednolicenie, sprowadzenie czegoś do jednej postaci, wprowadzenie jednakowych norm lub standardów.
Unifikacja to ulubione zajęcie urzędników unijnych, którzy unifikują wszystko, co się da, a czego się nie da, będą unifikować w późniejszym terminie.
Na rodzimym gruncie doskonałym przykładem unifikacji będą standardy obowiązujące w toaletach dworcowych, gdzie obowiązkowo nie może być papieru toaletowego ani papierowych ręczników, za to musi śmierdzieć, a zimą temperatura w pomieszczeniu powinna być zbliżona do zera bezwzględnego.

Komplementarne – czyli dopełniające, będące uzupełnieniem czegoś.
I tak komplementarni w stosunku do siebie są Mulder i Scully, Nelly i jej kapelusz, Pan Gąbka i Nasza-Klasa, Shrek i osioł, biznes i polityka, student i kserokopiarka, oraz pewna partia i pewna rozgłośnia radiowa.

Spolaryzować - spolaryzować oznacza podzielić określoną grupę na dwa przeciwstawne obozy, poprzez podkreślenie dzielących ich różnic ideologicznych, wyznaniowych, itp.
Spolaryzować może nas w zasadzie wszystko, nawet reklamy. Np.

Pani A: Używam płynu X i jestem taka szczęśliwa!
Pani B: A ja nie używam i też jestem szczęśliwa.
Pani A: Nie, nie jesteś, bo masz szare firanki, brzydką pogodę za oknem, brzydkie mieszkanie i jesteś mało atrakcyjna. A ja wręcz przeciwnie, gdyż stosuje płyn X.

W tym momencie społeczeństwo nam się polaryzuje i powstaje rozłam. Po jednej stronie barykady stoją szczęśliwi użytkownicy płynu X, a po drugiej ci nieszczęśni nieudacznicy, którzy go nie używają.

Legislacja – jest to proces ustanawiania prawa, przez organy do tego uprawnione. Na nasze nieszczęście w ostatnich latach możemy raczej mówić o legislacyjnej biegunce, której wynikiem są zazwyczaj legislacyjne buble, po której mogłoby nastąpić legislacyjne zatwardzenie, ale niestety nie ma tak dobrze.





Powyższe "definicje" wskazane jest traktować z przymrużeniem oka, gdyż nie mają one charakteru edukacyjnego (a tylko troszkę). Część z nich ma więcej niż jedno znaczenie, o czym zainteresowanych tematem poinformuje słownik.

14 kwietnia 2009

07 kwietnia 2009

Dziennik pokładowy z Arki Noego ;)


Kapitan Noe - dziennik pokładowy

Dzień 1
Wypełniłem boski nakaz i zbudowałem arkę - imponujące dzieło rąk ludzkich. Przepełnia mnie duma a jednocześnie lęk, przed tym, co ma nastąpić. Na pokładzie jest już moja rodzina oraz zwierzęta. Zaczyna się chmurzyć. Chyba się zaczyna. Chwalmy Pana!

Dzień 2
Pada! Nie jest to może wielka ulewa, ale powoli się rozkręca. Jestem taki podekscytowany, choć pewnie nie powinienem. W końcu zbliża się zagłada ludzkości.

Dzień 3
Wyszło słońce. Dziwne. Nie wiem, co o tym myśleć. Rodzina patrzy na mnie podejrzliwie.

Dzień 4
Znowu zaczęło padać. Żona pyta, czy to na pewno już. Ostrożnie mówię, że nie jestem pewien. Nie chcę zapeszyć.
Z niepokojem obserwuję chmury. Nie wyglądają jakoś groźnie, ale co ja się tam znam.

Dzień 5
Ciągle pada, tralalala…. Tym razem to chyba to. Chyba.

Dzień 6
Leje już po całości. W życiu nie widziałem takiej ulewy. Dach zaczął przeciekać, ale już go naprawiliśmy. Trochę mnie to zmartwiło. A jak przecieka coś jeszcze?
Pod arką gromadzą się grzesznicy – buhahaha…. I kto jest teraz frajerem?

Dzień 7
Grupa grzeszników usiłowała się wedrzeć na pokład. Próbowałem im wytłumaczyć, że nie mogę ich wpuścić, bo ten potop w gruncie rzeczy jest dla ich dobra, ale nie wyglądali na przekonanych. Trochę mi ich szkoda, w końcu to też dzieci boże, ale skoro nasz Pan stwierdził, że nie ma innego wyjścia….
Ech, nie chcę o tym myśleć. Wolę chwalić Pana.

Dzień 8
Ciągle pada. Już zaczynamy płynąć. Na wodzie unoszą się… hmm… ci, którzy mieli się unosić. Niefajny widok. Nigdzie nie mogę znaleźć triceratopsów, choć są w wykazie. Mam nadzieje, że się znajdą.

Dzień 9
Triceratopsów nigdzie nie ma. Paru innych gatunków też. Na wszelki wypadek modlę się do Pana o wybaczenie. Na zewnątrz nie widać już nic, oprócz wody. Wszystko się kołysze. Chyba mam chorobę morską. Niedobrze mi.

Dzień 10
Sztorm przybiera na sile. Wszystkim jest niedobrze z różnym skutkiem. Nie będę opisywał szczegółów.

Dzień 11
Fale są coraz większe. Wszystko trzeszczy. Czy ta pływająca krypta to wytrzyma? Z terrarium uciekły pająki. Niektóre są naprawdę ogromne. Nienawidzę pająków. Żona nie wychodzi z kajuty.

Dzień 12
Złapaliśmy tylko parę pająków. To o kilkaset za mało! Sztorm wcale nie maleje. Mam złe przeczucia.

Dzień 13
Mamy kolejny przeciek. Zalało pomieszczenie dla jednorożców. Szkoda. To były takie piękne zwierzęta. Mam cichą nadzieje, że były tam również te ogromne pająki.

Dzień 14
To już nie sztorm, to sztorm-gigant! Dziwię się, że jeszcze żyjemy. Arka kołysze się tak, że pewnie za chwilę się rozpadnie. Nigdy nie wybudowałem żadnego statku, więc dlaczego myślałem, że ten mi wyjdzie? O święta naiwności! Spisałem testament, ale nie wiem po co. Chyba dla rekinów.

Dzień 15
Wczorajszy sztorm przy tym dzisiejszym to była popierdułka. Dziś to dopiero jest sztorm. Zastanawiam się czy to potop czy może armageddon. Może coś źle zrozumiałem?

Dzień 16
Podzieliłem się z żoną moją teorią o armageddonie. To był błąd. Awantura trwała chyba pięć godzin. Rzuciła we mnie garnkiem, ale zdążyłem się uchylić.
Niestety dwa dotarły do celu.

Dzień 17
Trochę się uspokoiło. Żona też. Zrobiłem obchód arki. Górny pokład jest cały w wodorostach. Bałagan jest potworny, ale większość zwierząt żyje. Nie wiem jak powiedzieć rodzinie, że chyba straciliśmy połowę zapasów. Ciekawe czy wodorosty są jadalne.

Dzień 18
Już po sztormie. Patrząc na ten bajzel jakoś nieszczególnie mnie to cieszy. Zabieramy się za sprzątanie.

Dzień 19
Sprzątamy

Dzień 20
Sprzątamy

Dzień 21
J/w.

Dzień 22
Już po sprzątaniu. Zrobiło się tak jakoś radośniej, a w serca wstąpiła nadzieja. Ahoj załogo! Płyniemy!

Dzień 23
Chyba zbliża się kolejny sztorm. Błagam, nieeeeeeeeeee…

Dzień 24
Upiekło nam się. Sztorm przeszedł obok. Żona znalazła jednego z tych ogromnych pająków.
Pod kołdrą.
Kurcze, jakie te baby są płochliwe.


Dzień 25
Coś śmierdzi.

Dzień 26
Wszystkie owoce nam zgniły! Mąka zresztą też, bo zamokła. Możemy zapomnieć o chlebie. Mięsożercy też muszą przejść na dietę. Warzywa, ryż, siano i inne zielsko na szczęście nietknięte. Czy oprócz grzeszenia, ludzie nie mogli wymyślić skuteczniejszych metod przechowywania żywności?!

Dzień 27
Łowimy ryby i suszymy wodorosty. Wspaniale. Po prostu wspaniale.

Dzień 28
Minęliśmy tratwę z rozbitkami. Jakim cudem udało im się przeżyć? Oczywiście udawaliśmy, że ich nie widzimy. W końcu to grzesznicy i mieli utonąć.

Dzień 29
Gdzieś zniknęła moja najmłodsza wnuczka. Syn twierdzi, że ostatnio kręciła się koło pomieszczenia z tygrysami. Ludzie i zwierzęta stłoczeni na niewielkiej powierzchni - to nie mogło się dobrze skończyć.

Dzień 30
Mała się znalazła. Chwalmy Pana!
Wpłynęliśmy w jakiś rejon zimna. Pierwszy raz w życiu widziałem górę lodową. Muszę spytać syna czy stąd sprowadził te pingwiny i niedźwiedzie polarne.

Dzień 31
Po pokładzie biegają myszy.
Zrobiłem dla dzieciaków konkurs, na to, kto ich więcej wyłapie. Nagrodą są szaszłyki. Z myszy rzecz jasna.

Dzień 32
Żona ze mną nie rozmawia. Zupełnie nie wiem o co jej chodzi z tą kozą.

Dzień 33
Mieliśmy pożar na pokładzie. Zapaliło się jakieś zielsko od lampki oliwnej. Strasznie to wszystkich ubawiło. Nie mogliśmy przestać się śmiać. Jutro musimy to powtórzyć, ale najpierw jeść, jeść…

Dzień 34
Od rana sprawdzamy działanie tej tajemniczej rośliny. Brzuch mnie boli od śmiechu. Okazuje się, że wszystkie zwierzęta mówią ludzkim głosem!

Dzień 35
Zeżarliśmy tyranozaura. Nie ważne, że sam o to prosił. Wstyd mi za siebie. Ciągle badamy tajemniczą roślinę.

Dzień 36
Widzieliśmy drugą arkę! Nawet się z nią ścigaliśmy. Syn wyrzucił za burtę zapasy ryżu i parę zwierzaków żebyśmy byli lżejsi. I wygraliśmy!!! Mądry chłopak. Ma to po ojcu.
Mieszamy roślinę z sianem, żeby starczyła na dłużej.

Dzień 37
Moja żona, córki i synowe wraz dziećmi przeprowadziły się do drugiej części arki i zabarykadowały wejście. Nigdy nie zrozumiem kobiet.

Dzień 38
Zapasy naszej roślinki są na wyczerpaniu. Jestem na dnie rozpaczy. Chyba był sztorm, bo strasznie bujało.

Dopisek: to nie był sztorm - spałem w hamaku.

Dzień 39
Jest tego więcej! Jesteśmy uratowani. Oł jeeeeeee…
Teraz potop może sobie trwać ile chce.

Dzień 40
Przestało padać, tylko kogo to obchodzi?


05 kwietnia 2009

Kariera



04 kwietnia 2009

Jak oni ściemniają czyli marketing.




W ramach rewanżu za traktowanie klienta jak kompletnego idioty przez speców od marketingu, przedstawiam krótką listę moich ulubionych marketingowych „wynalazków” oraz chwytów, mających na celu drenowanie naszych portfeli.



Proszek do prania czyli karton, powietrze i proszek.

Proszek do prania najwyraźniej potrzebuje dużo przestrzeni życiowej, gdyż ponad połowa jego opakowania to powietrze.
Rozumiem, że głupio by to wyglądało, gdyby wyeliminować tę przestrzeń. Opakowanie byłoby wówczas o ponad połowę mniejsze, a proszek mógłby np. zasłabnąć.



Owoce prosto z krzaczka

Sezonowość niektórych owoców to mit. One wszystkie rosną przez okrągły rok (nawet pod śniegiem).
Pracownicy zakładów przetwórstwa mlecznego wstają codziennie przed świtem, by je zebrać,a następnie dodać do jogurtów.
Dlatego możemy mieć pewność, że znajdujące się w nich owoce są zawsze świeże. Plotki, że niby te jagódki, truskaweczki i maliny pochodzą z mrożonek są nieprawdziwe i krzywdzące.



Uskrzydlanie sprzedaży

Dokonać drobnej, niemal niezauważalnej zmiany w produkcie (który z natury daje małe pole do popisu), a następnie wmówić klientowi, że ma do czynienia z rewolucyjną zmianą, jest dość trudne. Jednak wizjonerom z działu marketingu pewnego producenta podpasek to się udało. Dostępne na rynku podpaski występują najczęściej w formie uskrzydlonej. I są to dwa skrzydła – jedno po lewej, drugie po prawej. Okazuje się jednak, że gdy wytniemy mały fragment na brzegu każdego z nich, ich liczba podwoi się! Tym prostym sposobem na rynku dostępne są również 4-skrzydełkowe podpaski. Niesamowite prawda? Idąc tym tropem, można tych skrzydełek zrobić znacznie więcej. Oto moje propozycje:



Diazzo blog podpaski skrzydła


Poznaj swoją przyszłość

I nie tylko. Wystarczy wysłać sms-a, a dowiesz się dużo więcej, a odpowiedzi udzieli Ci prawdziwa wróżka.
Uważasz, że sms-owe wróżby to wyciąganie pieniędzy od naiwnych, a odpowiedzi wysyłane są szablonem, stworzonym przez kogoś, kto do perfekcji opanował sztukę posługiwania się ogólnikami? Nic bardziej mylnego! Wróżenie przez sms-a wygląda bowiem następująco:
Gdzieś w samym sercu pradawnej puszczy stoi sobie domek na kurzej nóżce, a w domku wiedźma z kurzajką na nosie. Pochylona nad tarotem (czasami dla pewności zajrzy do szklanej kuli), opleciona siecią pajęczą, wróży....
W ogromnym kotle ważą się eliksiry, na drugim planie czarny kot, w tle ścieżka dźwiękowa z "Czarownic z Salem". Gdy rozjaśni nieco mroki zakrywające oblicze przyszłości, własną krwią zapisuje na pożółkłym pergaminie treść wróżby i wyciąga z żeliwnej klatki ogromnego kruka. Ten ze zwojem w dziobie przemierza morza i oceany, mija góry, łąki i lasy, by doręczyć wróżbę operatorowi sieci. Ten z kolei przekaże go Tobie, za jedyne 10,22 plus VAT.



Smak tradycji

Staropolskie receptury wyrobu wędlin, przekazywane z dziada pradziada od zamierzchłych czasów, w głównej mierze opierały się na stosowaniu nastrzykiwarek, wielofosforanów, azotynu potasu, skrobi ziemniaczanej, białka sojowego, kwasu cytrynowego, wyciągu z alg, glutaminianu sodu, azotynu sodu oraz chlorku potasu. Wiedzą o tym doskonale współcześni producenci wędlin, dlatego robią co w ich mocy, by podtrzymać tę piękną, staropolską tradycję.
Weźmy taką różowiutką wędlinkę w próżniowym opakowaniu,
na którym widnieje napis" smak tradycji", bądź "staropolska receptura".
Pływa ona sobie spokojnie w jakiejś cieczy, mieniącej się wszystkimi kolorami tablicy Mendelejewa. Zanim wyląduje na mojej kanapce popadam w zadumę. Czy wystarczająco doceniam wkład producenta w zachowanie dziedzictwa narodowego, jakim jest kuchnia naszych przodków?



Pseudonaukowy bełkot

Czy twój dezodorant zawiera synergiczny składnik Super Soft Day Control,
z systemem Effect High Mobil Energy (EHME), o potwierdzonym 78-godzinnym działaniu?
A twoja suszarka? Czy wykorzystano w niej technologię cyklonicznego ssania oraz zastosowano system kompresji strumienia powietrza i recyrkulacji, z ulepszoną dystrybucją jonową?
Czy twój szampon został stworzony dzięki zaawansowanej, innowacyjnej technologii Super Ultra Quick & Clear, a jego unikalny, dwufazowy system Micro Action Matrix gwarantuje uzyskanie efektu świeżości już po pierwszym użyciu?
Trudno też nie zapytać o jogurt. Czy ten, po którego tak chętnie sięgasz, został wyprodukowany z najwyższej jakości składników, przy zastosowaniu unikalnej technologii Biolift Line Immuno Pro i zapewnia wspomaganie procesu regeneracji układu trawiennego na poziomie molekularnym i kwantowym?
Ktoś się orientuje, co kryje się pod tymi tajemniczymi nazwami i zwrotami? Nie?
Ale fajnie brzmią, prawda?
A im fajniej brzmią, tym produkt jest atrakcyjniejszy dla klienta.
To stara zasada, która zawsze się sprawdza.



Płyn do mycia naczyń z witaminami

Według specjalistów od marketingu talerz też człowiek i witaminizować się musi,
chyba że obecność witamin w płynach do mycia garów można wyjaśnić inaczej.
Skoro detergenty likwidują tłuszcz, a ochronna powłoka lipidowa naszej skóry właśnie z niego się składa, to chcą nie chcąc, myjąc naczynia, robimy to ze szkodą dla dłoni.
Jak więc zjeść ciastko i mieć ciastko? Trzeba do płynu dodać coś, co będzie nam chronić skórę przed niszczącym działaniem detergentów. Jak się człowiek dobrze zastanowi wydaje się to logiczne. Wlewamy do zlewu, pełnego gorącej wody i brudnych garów płyn, w którym znajdują się śladowe ilości (o ile w ogóle tam są) tych substancji, po czym zaczynamy myć, spłukiwać, wycierać, itd.
Mimo tych niesprzyjających okoliczności witaminy z pewnością spełniają swoją rolę. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Nasze dłonie są uratowane! Bo witaminy to cwane bestie i umieją sobie radzić. Pewnie się wgryzają czy coś w tym stylu.



Od przybytku głowa nie boli

Golenie jest czynnością, jaką miliony mężczyzn na całym świecie wykonuje codziennie.
Nasi pradziadowie używali w tym celu brzytew. Współczesny mężczyzna ma na szczęście większy wybór. Do najpopularniejszych narzędzi służących do usuwania niepożądanego zarostu należą maszynki do golenia. Początkowo posiadały jedno ostrze, z czasem przybyło drugie, potem trzecie, by na chwilę obecną zatrzymać się na czterech. Czy to już koniec?
Ależ skąd. Oto projekt ;) maszynki, jaki będzie dostępny w sklepach już wkrótce, ale czy na 10 ostrzach się skończy? Wątpię.



Diazzo blog golarka golenie maszynka do golenia