Kilka słów prawdy o tym blogu...

Umieszczam tu różne, różniste twory swojego zestresowanego, sfrustrowanego umysłu. Jak się komuś spodoba - miłej zabawy, jak nie - żegnam oschle i ozięble ;)
Uprasza się o zachowanie minimum przyzwoitości w komentarzach.
Ok, to chyba tyle. Pozdrawiam i życzę miłej lektury.

23 kwietnia 2009

Słoń Ninio



Mam niebywały zaszczyt przedstawić Państwu coś, co przy dobrej pogodzie i niskim kursie dolara można nazwać jak się chce. Osobiście nazywam to sztuką, ale chyba trochę przesadzam.
Tak czy inaczej, Panie i Panowie oto:

"Słoń Ninio"

Występują:

  • Radny Michał Grześ,
  • Słoń domniemany gej Ninio,
  • Cała reszta,
  • gościnnie Paris Hilton.


Akt 1

Scena 1

(Poznań, 9 rano, gabinet radnego Grzesia)


Radny Grześ: (znudzony, przegląda poranną prasę)
Czym by się tu dzisiaj zająć...
Hmm...
(ziewa)
Walka z bezrobociem, dziurami w jezdni i korupcją jest taka nudna...
(głębokie westchnienie i poczucie niespełnienia)

Olśnienie: (przychodzi niespodziewanie wraz z doniesieniami o niepokojących, z punktu widzenia moralności radnego Grzesia, zachowaniach słonia Ninia w poznańskim zoo)

Radny Grześ: (olśniony)
Oto problem wymagający natychmiastowej interwencji.
Słoń gejem? To niedopuszczalne!
O skazo na heteroseksualnej orientacji mieszkańców poznańskiego zoo, twój pogromca nadchodzi!


Scena 2

(sesja Rady Miasta)

Radny Grześ: (upewniwszy się, że wszyscy go słyszą głośno i wyraźnie)
Słoń Ninio to gej! Bije samice trąbą i spycha je do basenu. Natomiast z kolegami dogaduje się znakomicie. Toż to niemoralność nad niemoralnościami!


Pozostali uczestnicy sesji Rady Miasta:
(mają to w głębokim poważaniu, jeśli nie głębiej)

Przejdźmy lepiej do kolejnego punktu zebrania, zanim wyborcy dowiedzą się, jakimi pierdołami się zajmujemy.

Media:
(są zachwycone, bo to lepsze od teletubisia i jego czerwonej torebki, po czym natychmiast rozdmuchują całą sprawę)



Akt 2

Scena 1

(Poznańskie zoo. Tłumy gromadzą się przed wybiegiem słonia Ninio.)

Organizacje progejowskie:
Słoniu Ninio, mamy zaszczyt uczynić cię symbolem walki o prawa mniejszości seksualnych.
Przyjmij od nas w prezencie derkę w kolorach tęczy i dwupłytowe wydanie Brokeback Mountain.

Słoń domniemany gej Ninio: (zakłopotany, krztusząc się bananem)
Ej, zaraz! Chwileczkę! Nie przesądzajcie sprawy. Jeszcze nie wiem czy jestem gejem, bo jestem za młody. Zresztą zachowania zwierząt czasem różnią się od waszych. Bez przesady z tą nadinterpretacją.

Organizacje progejowskie: (udają, że nie słyszą i wyciągają transparenty z napisem „Dajcie gejowi Niniowi spokój!”)

Pracownik zoo: (chciał coś powiedzieć, ale się wstrzymał, by nie wyjść na homofoba)

Organizacje antygejowskie: (przybywają na miejsce, by przy pomocy kijów bejsbolowych wytłumaczyć organizacjom progejowskim, że się są w błędzie w kwestii oceny orientacji seksualnej Ninia, oraz aby poćwiczyć celność w rzutach płytami chodnikowymi)

Tłum zgromadzony licznie: (ma nadzieje na ostrą zadymę)

Policja: (rozwiewa tę nadzieję)

Słoń domniemany gej Ninio: (idzie sprawdzić czy w pobliżu nie ma kogoś, kogo by można zepchnąć do basenu lub zbić trąbą)

Pracownik zoo: (poszedł do domu na obiad)

Tłum zgromadzony licznie: (zainspirowany pomysłem radnego Grzesia idzie szukać przejawów homoseksualizmu u innych zwierząt, bo to bardzo interesujące)



Scena 2

(Gdzieś w przestrzeni debaty publicznej)

Głosy skrajnej prawicy:
Ten słoń to diabeł wcielony!

Głosy skrajnej lewicy:
Diabła nie ma.

Głosy skrajnej prawicy:
A właśnie, że jest cholerne komuchy!

Głosy skrajnej lewicy:
A właśnie, że nie ma cholerne mohery!

Głosy internautów:
Buhahaha... ale jazda...

Głos radnego Grzesia:
Jak się nie będzie rozmnażał, to przynajmniej spróbujmy na tym zarobić.

Głos Ninia: (nie liczy się)

Głos przeciętnego Kowalskiego:
A dajcie wy mi wszyscy święty spokój.

Głos Paris Hilton:
Do you think I'm sexy?

Głos odautorski:
Idźcie i rozmnażajcie się, albo i się nie rozmnażajcie, jak tam sobie chcecie.

Koniec

21 kwietnia 2009

"Trudne" wyrazy c.d



Partycypować – znaczy brać w czymś udział, uczestniczyć.
Płacący abonament partycypują w finansowaniu takich hitów telewizji publicznej jak „Klan”, „Plebania” czy „M jak Miłość”.
Mogą więc z dumą powiedzieć, że to dzięki ich ciężko zarobionym pieniądzom, możemy codziennie podziwiać na swoim ekranie Kasię Cichopek i braci ksero Mroczków. A niepłacący abonamentu powinni się wstydzić.

Notabene – w dodatku, nawiasem mówiąc.
Np.
Marian chciał udowodnić, że można skoczyć z 10 piętra i bezpiecznie wylądować, o ile wcześniej wypiło się Red Bulla.
Swojej tezy nie udowodnił, co notabene potwierdził protokół z sekcji zwłok.

Apogeum – czyli szczyt, punkt kulminacyjny.
Apogeum pojawia się wówczas, gdy stoimy w takim w korku, iż wydaje nam się, że pobliski przystanek autobusowy, gdyby tylko zechciał, byłby na miejscu szybciej niż my.

Brzytwa Ockhama - wprowadzona przez Williama Ockhama zasada, iż bytów nie należy mnożyć ponad potrzebę, oznacza, że aby wyjaśnić dane zjawisko, należy w pierwszej kolejności szukać najprostszych rozwiązań. Gdy więc któregoś dnia stwierdzimy, że nasze życie jest jedną, wielką porażką, a odpowiedzialność za to ponosi m.in. niesprzyjający układ planet, Latający Potwór Spaghetti, promieniowanie z mikrofalówki lub Muminki, po zastosowaniu zasady Ockhama, może okazać się, że to jednak wyłącznie my sami.

Asymilacja – to proces przystosowania się jednostki do życia w nowej grupie społecznej, wręcz utożsamianie się z nią. Dotyczy on najczęściej imigrantów i jest stosunkowo długotrwały, lecz bywają wyjątki. Niektórzy asymilują się szybciej, lub niemal natychmiastowo. Stąd polskie fora internetowe mają od czasu do czasu zaszczyt gościć przedstawicieli pokolenia „A u nas, w UK...”.

Utylitarny – powiedzieć, że coś jest utylitarne znaczy, że jest użyteczne lub ma zastosowanie praktyczne. Utylitarność jest względna. Taki olejek do opalania będzie raczej bezużyteczny na Antarktydzie, ale już wiedza o czymś takim jak Blatta orientalis też będzie bezużyteczna, ale tylko do momentu, gdy nam się Blatta orientalis (potocznie zwana karaluchem), nie zadomowi w mieszkaniu.
Można jeszcze dodać, że jedyną osoba we wszechświecie, dla której wszystko jest utylitarne jest Mcgyver.

Abstrahując – znaczy pomijać to, co uważa się za mniej ważne.
Jarosław Kaczyński któregoś dnia stwierdził, że: "Ten paradygmat jest faktem, od którego nie da się abstrahować".
Zdanie może wydawać się niezrozumiałe, ale abstrahując od tego, co autor miał na myśli, okazuje się, że słownik języka polskiego też można przedawkować.

Cynizm – postawa życiowa charakteryzująca się lekceważeniem bądź negowaniem przyjętych w danym środowisku wartości, praw czy zasad.
Nie mylić z lekceważeniem np. prawa powszechnego ciążenia, zasad bezpieczeństwa podczas napraw urządzeń pod wysokim napięciem, zasad takich jak stężony roztwór wodorotlenku sodu czy wartości, jakie wskazuje licznik Geigera.
Skutki takiej pomyłki bywają niemiłe.

Apoteoza – to idealizowanie kogoś lub czegoś, czyli same zalety, żadnych wad, och i ach.
Pojęcie to jest bardzo bliskie osobom zakochanym, które apoteozują obiekt swoich westchnień, a następnie biorą z nim ślub. Im dalej w staż małżeński, tym apoteozy w związku jest coraz mniej, a bywa, że zastępowana jest przez zmarnozę, czyli „ty podła świnio, zmarnowałeś mi życie”, lub rozwodozę.

Permanentny - tzn. ciągły, nieustanny.
Nasi politycy tkwią w permanentnym sporze. Spór dotyczy w zasadzie wszystkiego, lecz sama jego istota jest sprawą poboczną, gdyż w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby się coś działo, oraz by mieć pretekst do zwołania konferencji prasowej - czyli takie nasze polskie „neverending story”, którego „końca nie widać”.


Konotacje – w dużym skrócie i uproszczeniu są to dodatkowe skojarzenia o rozmaitym charakterze, jakie przychodzą nam na myśl, gdy słyszymy określone wyrażenie.
Np. wyrażenie „fotel dentystyczny” ma raczej negatywne konotacje, podobnie jak „izba skarbowa” czy „Minister Edukacji Roman Giertych”.
Dla takich słów takich jak „czekolada”, „długi weekend” czy „małpka”, konotacje będą miały charakter pozytywny, choć w przypadku tego ostatniego niektórzy mogą mówić o konotacjach traumatycznych.

Unifikacja – ujednolicenie, sprowadzenie czegoś do jednej postaci, wprowadzenie jednakowych norm lub standardów.
Unifikacja to ulubione zajęcie urzędników unijnych, którzy unifikują wszystko, co się da, a czego się nie da, będą unifikować w późniejszym terminie.
Na rodzimym gruncie doskonałym przykładem unifikacji będą standardy obowiązujące w toaletach dworcowych, gdzie obowiązkowo nie może być papieru toaletowego ani papierowych ręczników, za to musi śmierdzieć, a zimą temperatura w pomieszczeniu powinna być zbliżona do zera bezwzględnego.

Komplementarne – czyli dopełniające, będące uzupełnieniem czegoś.
I tak komplementarni w stosunku do siebie są Mulder i Scully, Nelly i jej kapelusz, Pan Gąbka i Nasza-Klasa, Shrek i osioł, biznes i polityka, student i kserokopiarka, oraz pewna partia i pewna rozgłośnia radiowa.

Spolaryzować - spolaryzować oznacza podzielić określoną grupę na dwa przeciwstawne obozy, poprzez podkreślenie dzielących ich różnic ideologicznych, wyznaniowych, itp.
Spolaryzować może nas w zasadzie wszystko, nawet reklamy. Np.

Pani A: Używam płynu X i jestem taka szczęśliwa!
Pani B: A ja nie używam i też jestem szczęśliwa.
Pani A: Nie, nie jesteś, bo masz szare firanki, brzydką pogodę za oknem, brzydkie mieszkanie i jesteś mało atrakcyjna. A ja wręcz przeciwnie, gdyż stosuje płyn X.

W tym momencie społeczeństwo nam się polaryzuje i powstaje rozłam. Po jednej stronie barykady stoją szczęśliwi użytkownicy płynu X, a po drugiej ci nieszczęśni nieudacznicy, którzy go nie używają.

Legislacja – jest to proces ustanawiania prawa, przez organy do tego uprawnione. Na nasze nieszczęście w ostatnich latach możemy raczej mówić o legislacyjnej biegunce, której wynikiem są zazwyczaj legislacyjne buble, po której mogłoby nastąpić legislacyjne zatwardzenie, ale niestety nie ma tak dobrze.





Powyższe "definicje" wskazane jest traktować z przymrużeniem oka, gdyż nie mają one charakteru edukacyjnego (a tylko troszkę). Część z nich ma więcej niż jedno znaczenie, o czym zainteresowanych tematem poinformuje słownik.

14 kwietnia 2009

07 kwietnia 2009

Dziennik pokładowy z Arki Noego ;)


Kapitan Noe - dziennik pokładowy

Dzień 1
Wypełniłem boski nakaz i zbudowałem arkę - imponujące dzieło rąk ludzkich. Przepełnia mnie duma a jednocześnie lęk, przed tym, co ma nastąpić. Na pokładzie jest już moja rodzina oraz zwierzęta. Zaczyna się chmurzyć. Chyba się zaczyna. Chwalmy Pana!

Dzień 2
Pada! Nie jest to może wielka ulewa, ale powoli się rozkręca. Jestem taki podekscytowany, choć pewnie nie powinienem. W końcu zbliża się zagłada ludzkości.

Dzień 3
Wyszło słońce. Dziwne. Nie wiem, co o tym myśleć. Rodzina patrzy na mnie podejrzliwie.

Dzień 4
Znowu zaczęło padać. Żona pyta, czy to na pewno już. Ostrożnie mówię, że nie jestem pewien. Nie chcę zapeszyć.
Z niepokojem obserwuję chmury. Nie wyglądają jakoś groźnie, ale co ja się tam znam.

Dzień 5
Ciągle pada, tralalala…. Tym razem to chyba to. Chyba.

Dzień 6
Leje już po całości. W życiu nie widziałem takiej ulewy. Dach zaczął przeciekać, ale już go naprawiliśmy. Trochę mnie to zmartwiło. A jak przecieka coś jeszcze?
Pod arką gromadzą się grzesznicy – buhahaha…. I kto jest teraz frajerem?

Dzień 7
Grupa grzeszników usiłowała się wedrzeć na pokład. Próbowałem im wytłumaczyć, że nie mogę ich wpuścić, bo ten potop w gruncie rzeczy jest dla ich dobra, ale nie wyglądali na przekonanych. Trochę mi ich szkoda, w końcu to też dzieci boże, ale skoro nasz Pan stwierdził, że nie ma innego wyjścia….
Ech, nie chcę o tym myśleć. Wolę chwalić Pana.

Dzień 8
Ciągle pada. Już zaczynamy płynąć. Na wodzie unoszą się… hmm… ci, którzy mieli się unosić. Niefajny widok. Nigdzie nie mogę znaleźć triceratopsów, choć są w wykazie. Mam nadzieje, że się znajdą.

Dzień 9
Triceratopsów nigdzie nie ma. Paru innych gatunków też. Na wszelki wypadek modlę się do Pana o wybaczenie. Na zewnątrz nie widać już nic, oprócz wody. Wszystko się kołysze. Chyba mam chorobę morską. Niedobrze mi.

Dzień 10
Sztorm przybiera na sile. Wszystkim jest niedobrze z różnym skutkiem. Nie będę opisywał szczegółów.

Dzień 11
Fale są coraz większe. Wszystko trzeszczy. Czy ta pływająca krypta to wytrzyma? Z terrarium uciekły pająki. Niektóre są naprawdę ogromne. Nienawidzę pająków. Żona nie wychodzi z kajuty.

Dzień 12
Złapaliśmy tylko parę pająków. To o kilkaset za mało! Sztorm wcale nie maleje. Mam złe przeczucia.

Dzień 13
Mamy kolejny przeciek. Zalało pomieszczenie dla jednorożców. Szkoda. To były takie piękne zwierzęta. Mam cichą nadzieje, że były tam również te ogromne pająki.

Dzień 14
To już nie sztorm, to sztorm-gigant! Dziwię się, że jeszcze żyjemy. Arka kołysze się tak, że pewnie za chwilę się rozpadnie. Nigdy nie wybudowałem żadnego statku, więc dlaczego myślałem, że ten mi wyjdzie? O święta naiwności! Spisałem testament, ale nie wiem po co. Chyba dla rekinów.

Dzień 15
Wczorajszy sztorm przy tym dzisiejszym to była popierdułka. Dziś to dopiero jest sztorm. Zastanawiam się czy to potop czy może armageddon. Może coś źle zrozumiałem?

Dzień 16
Podzieliłem się z żoną moją teorią o armageddonie. To był błąd. Awantura trwała chyba pięć godzin. Rzuciła we mnie garnkiem, ale zdążyłem się uchylić.
Niestety dwa dotarły do celu.

Dzień 17
Trochę się uspokoiło. Żona też. Zrobiłem obchód arki. Górny pokład jest cały w wodorostach. Bałagan jest potworny, ale większość zwierząt żyje. Nie wiem jak powiedzieć rodzinie, że chyba straciliśmy połowę zapasów. Ciekawe czy wodorosty są jadalne.

Dzień 18
Już po sztormie. Patrząc na ten bajzel jakoś nieszczególnie mnie to cieszy. Zabieramy się za sprzątanie.

Dzień 19
Sprzątamy

Dzień 20
Sprzątamy

Dzień 21
J/w.

Dzień 22
Już po sprzątaniu. Zrobiło się tak jakoś radośniej, a w serca wstąpiła nadzieja. Ahoj załogo! Płyniemy!

Dzień 23
Chyba zbliża się kolejny sztorm. Błagam, nieeeeeeeeeee…

Dzień 24
Upiekło nam się. Sztorm przeszedł obok. Żona znalazła jednego z tych ogromnych pająków.
Pod kołdrą.
Kurcze, jakie te baby są płochliwe.


Dzień 25
Coś śmierdzi.

Dzień 26
Wszystkie owoce nam zgniły! Mąka zresztą też, bo zamokła. Możemy zapomnieć o chlebie. Mięsożercy też muszą przejść na dietę. Warzywa, ryż, siano i inne zielsko na szczęście nietknięte. Czy oprócz grzeszenia, ludzie nie mogli wymyślić skuteczniejszych metod przechowywania żywności?!

Dzień 27
Łowimy ryby i suszymy wodorosty. Wspaniale. Po prostu wspaniale.

Dzień 28
Minęliśmy tratwę z rozbitkami. Jakim cudem udało im się przeżyć? Oczywiście udawaliśmy, że ich nie widzimy. W końcu to grzesznicy i mieli utonąć.

Dzień 29
Gdzieś zniknęła moja najmłodsza wnuczka. Syn twierdzi, że ostatnio kręciła się koło pomieszczenia z tygrysami. Ludzie i zwierzęta stłoczeni na niewielkiej powierzchni - to nie mogło się dobrze skończyć.

Dzień 30
Mała się znalazła. Chwalmy Pana!
Wpłynęliśmy w jakiś rejon zimna. Pierwszy raz w życiu widziałem górę lodową. Muszę spytać syna czy stąd sprowadził te pingwiny i niedźwiedzie polarne.

Dzień 31
Po pokładzie biegają myszy.
Zrobiłem dla dzieciaków konkurs, na to, kto ich więcej wyłapie. Nagrodą są szaszłyki. Z myszy rzecz jasna.

Dzień 32
Żona ze mną nie rozmawia. Zupełnie nie wiem o co jej chodzi z tą kozą.

Dzień 33
Mieliśmy pożar na pokładzie. Zapaliło się jakieś zielsko od lampki oliwnej. Strasznie to wszystkich ubawiło. Nie mogliśmy przestać się śmiać. Jutro musimy to powtórzyć, ale najpierw jeść, jeść…

Dzień 34
Od rana sprawdzamy działanie tej tajemniczej rośliny. Brzuch mnie boli od śmiechu. Okazuje się, że wszystkie zwierzęta mówią ludzkim głosem!

Dzień 35
Zeżarliśmy tyranozaura. Nie ważne, że sam o to prosił. Wstyd mi za siebie. Ciągle badamy tajemniczą roślinę.

Dzień 36
Widzieliśmy drugą arkę! Nawet się z nią ścigaliśmy. Syn wyrzucił za burtę zapasy ryżu i parę zwierzaków żebyśmy byli lżejsi. I wygraliśmy!!! Mądry chłopak. Ma to po ojcu.
Mieszamy roślinę z sianem, żeby starczyła na dłużej.

Dzień 37
Moja żona, córki i synowe wraz dziećmi przeprowadziły się do drugiej części arki i zabarykadowały wejście. Nigdy nie zrozumiem kobiet.

Dzień 38
Zapasy naszej roślinki są na wyczerpaniu. Jestem na dnie rozpaczy. Chyba był sztorm, bo strasznie bujało.

Dopisek: to nie był sztorm - spałem w hamaku.

Dzień 39
Jest tego więcej! Jesteśmy uratowani. Oł jeeeeeee…
Teraz potop może sobie trwać ile chce.

Dzień 40
Przestało padać, tylko kogo to obchodzi?


05 kwietnia 2009

Kariera



04 kwietnia 2009

Jak oni ściemniają czyli marketing.




W ramach rewanżu za traktowanie klienta jak kompletnego idioty przez speców od marketingu, przedstawiam krótką listę moich ulubionych marketingowych „wynalazków” oraz chwytów, mających na celu drenowanie naszych portfeli.



Proszek do prania czyli karton, powietrze i proszek.

Proszek do prania najwyraźniej potrzebuje dużo przestrzeni życiowej, gdyż ponad połowa jego opakowania to powietrze.
Rozumiem, że głupio by to wyglądało, gdyby wyeliminować tę przestrzeń. Opakowanie byłoby wówczas o ponad połowę mniejsze, a proszek mógłby np. zasłabnąć.



Owoce prosto z krzaczka

Sezonowość niektórych owoców to mit. One wszystkie rosną przez okrągły rok (nawet pod śniegiem).
Pracownicy zakładów przetwórstwa mlecznego wstają codziennie przed świtem, by je zebrać,a następnie dodać do jogurtów.
Dlatego możemy mieć pewność, że znajdujące się w nich owoce są zawsze świeże. Plotki, że niby te jagódki, truskaweczki i maliny pochodzą z mrożonek są nieprawdziwe i krzywdzące.



Uskrzydlanie sprzedaży

Dokonać drobnej, niemal niezauważalnej zmiany w produkcie (który z natury daje małe pole do popisu), a następnie wmówić klientowi, że ma do czynienia z rewolucyjną zmianą, jest dość trudne. Jednak wizjonerom z działu marketingu pewnego producenta podpasek to się udało. Dostępne na rynku podpaski występują najczęściej w formie uskrzydlonej. I są to dwa skrzydła – jedno po lewej, drugie po prawej. Okazuje się jednak, że gdy wytniemy mały fragment na brzegu każdego z nich, ich liczba podwoi się! Tym prostym sposobem na rynku dostępne są również 4-skrzydełkowe podpaski. Niesamowite prawda? Idąc tym tropem, można tych skrzydełek zrobić znacznie więcej. Oto moje propozycje:



Diazzo blog podpaski skrzydła


Poznaj swoją przyszłość

I nie tylko. Wystarczy wysłać sms-a, a dowiesz się dużo więcej, a odpowiedzi udzieli Ci prawdziwa wróżka.
Uważasz, że sms-owe wróżby to wyciąganie pieniędzy od naiwnych, a odpowiedzi wysyłane są szablonem, stworzonym przez kogoś, kto do perfekcji opanował sztukę posługiwania się ogólnikami? Nic bardziej mylnego! Wróżenie przez sms-a wygląda bowiem następująco:
Gdzieś w samym sercu pradawnej puszczy stoi sobie domek na kurzej nóżce, a w domku wiedźma z kurzajką na nosie. Pochylona nad tarotem (czasami dla pewności zajrzy do szklanej kuli), opleciona siecią pajęczą, wróży....
W ogromnym kotle ważą się eliksiry, na drugim planie czarny kot, w tle ścieżka dźwiękowa z "Czarownic z Salem". Gdy rozjaśni nieco mroki zakrywające oblicze przyszłości, własną krwią zapisuje na pożółkłym pergaminie treść wróżby i wyciąga z żeliwnej klatki ogromnego kruka. Ten ze zwojem w dziobie przemierza morza i oceany, mija góry, łąki i lasy, by doręczyć wróżbę operatorowi sieci. Ten z kolei przekaże go Tobie, za jedyne 10,22 plus VAT.



Smak tradycji

Staropolskie receptury wyrobu wędlin, przekazywane z dziada pradziada od zamierzchłych czasów, w głównej mierze opierały się na stosowaniu nastrzykiwarek, wielofosforanów, azotynu potasu, skrobi ziemniaczanej, białka sojowego, kwasu cytrynowego, wyciągu z alg, glutaminianu sodu, azotynu sodu oraz chlorku potasu. Wiedzą o tym doskonale współcześni producenci wędlin, dlatego robią co w ich mocy, by podtrzymać tę piękną, staropolską tradycję.
Weźmy taką różowiutką wędlinkę w próżniowym opakowaniu,
na którym widnieje napis" smak tradycji", bądź "staropolska receptura".
Pływa ona sobie spokojnie w jakiejś cieczy, mieniącej się wszystkimi kolorami tablicy Mendelejewa. Zanim wyląduje na mojej kanapce popadam w zadumę. Czy wystarczająco doceniam wkład producenta w zachowanie dziedzictwa narodowego, jakim jest kuchnia naszych przodków?



Pseudonaukowy bełkot

Czy twój dezodorant zawiera synergiczny składnik Super Soft Day Control,
z systemem Effect High Mobil Energy (EHME), o potwierdzonym 78-godzinnym działaniu?
A twoja suszarka? Czy wykorzystano w niej technologię cyklonicznego ssania oraz zastosowano system kompresji strumienia powietrza i recyrkulacji, z ulepszoną dystrybucją jonową?
Czy twój szampon został stworzony dzięki zaawansowanej, innowacyjnej technologii Super Ultra Quick & Clear, a jego unikalny, dwufazowy system Micro Action Matrix gwarantuje uzyskanie efektu świeżości już po pierwszym użyciu?
Trudno też nie zapytać o jogurt. Czy ten, po którego tak chętnie sięgasz, został wyprodukowany z najwyższej jakości składników, przy zastosowaniu unikalnej technologii Biolift Line Immuno Pro i zapewnia wspomaganie procesu regeneracji układu trawiennego na poziomie molekularnym i kwantowym?
Ktoś się orientuje, co kryje się pod tymi tajemniczymi nazwami i zwrotami? Nie?
Ale fajnie brzmią, prawda?
A im fajniej brzmią, tym produkt jest atrakcyjniejszy dla klienta.
To stara zasada, która zawsze się sprawdza.



Płyn do mycia naczyń z witaminami

Według specjalistów od marketingu talerz też człowiek i witaminizować się musi,
chyba że obecność witamin w płynach do mycia garów można wyjaśnić inaczej.
Skoro detergenty likwidują tłuszcz, a ochronna powłoka lipidowa naszej skóry właśnie z niego się składa, to chcą nie chcąc, myjąc naczynia, robimy to ze szkodą dla dłoni.
Jak więc zjeść ciastko i mieć ciastko? Trzeba do płynu dodać coś, co będzie nam chronić skórę przed niszczącym działaniem detergentów. Jak się człowiek dobrze zastanowi wydaje się to logiczne. Wlewamy do zlewu, pełnego gorącej wody i brudnych garów płyn, w którym znajdują się śladowe ilości (o ile w ogóle tam są) tych substancji, po czym zaczynamy myć, spłukiwać, wycierać, itd.
Mimo tych niesprzyjających okoliczności witaminy z pewnością spełniają swoją rolę. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Nasze dłonie są uratowane! Bo witaminy to cwane bestie i umieją sobie radzić. Pewnie się wgryzają czy coś w tym stylu.



Od przybytku głowa nie boli

Golenie jest czynnością, jaką miliony mężczyzn na całym świecie wykonuje codziennie.
Nasi pradziadowie używali w tym celu brzytew. Współczesny mężczyzna ma na szczęście większy wybór. Do najpopularniejszych narzędzi służących do usuwania niepożądanego zarostu należą maszynki do golenia. Początkowo posiadały jedno ostrze, z czasem przybyło drugie, potem trzecie, by na chwilę obecną zatrzymać się na czterech. Czy to już koniec?
Ależ skąd. Oto projekt ;) maszynki, jaki będzie dostępny w sklepach już wkrótce, ale czy na 10 ostrzach się skończy? Wątpię.



Diazzo blog golarka golenie maszynka do golenia

30 marca 2009

Skąd się wzięło życie?



Zagadkę uważam za rozwiązaną ;)






16 marca 2009

13 marca 2009

12 marca 2009

Na dnie smutku i rozpaczy



Z cyklu "Przygody na szczęście nie moje". Znajomy poniósł bolesną stratę, więc z tej okazji powstało kolejne "wiekopomne dzieło" mojego autorstwa.


Wielkieś mi uczyniła pustki na koncie moim,
Moja droga karto kredytowa, tym zniknieniem swoim!
Na pół samochodu już by mi starczyło,
Jedną małą rzeczą tak wiele ubyło.
Tyś sobie spokojnie w portfelu leżała,
Nikomu nie wadząć, nastrój poprawiała.
Towarzyszko imprez, zakupów, podróży,
Twoja funkcjonalność już mi nie posłuży!
Zniknęłaś z nastaniem złowrogiej godziny,
Lecz niestety sporo w tym jest mojej winy.
Duża lekkomyślność – razem PIN i karta.
Ta wielka wygoda nie jest tego warta.
Nie ma Cię już przy mnie, gdy jestem w potrzebie,
Lecz pretensje mogę mieć tylko do siebie.
Łza się w oku kręci, posmutniał mój świat,
Rozpaczam po Tobie, moja MasterCard!



11 marca 2009

No comment.


Diazzo komiks kruk gołąb comic

09 marca 2009

"Trudne" wyrazy

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: prowadzimy z kimś zaciekłą dysputę, o np. polityce (to zawsze wyzwala dzikie emocje), nasze argumenty niemal zrównują z ziemią naszego rozmówcę, a tu nagle - bam! Katastrofa. Użył on słowa, którego ni w ząb nie rozumiemy. Stawia nas to w kłopotliwym położeniu, lecz żeby zachować twarz, oczywiście nie dajemy tego po sobie poznać. Trudno przecież w takich sytuacjach zapytać: „Możesz mi powiedzieć, co znaczy to słowo?”. Byłoby to zbyt wielką ujmą na honorze.
Tzw. trudne wyrazy, stworzone po to, by móc jednym słowem opisać dane zjawisko, stan czy zespół cech, w dzisiejszych stały się narzędziem do poprawiania sobie samooceny i sprawiania dobrego wrażenia. I co z tego? Otóż nic. Gorzej, gdy używamy ich w złym kontekście lub je przekręcamy. Jeszcze gorzej, gdy ktoś nas poprawi. A klęska absolutna nastąpi, gdy zrobi to publicznie. By uniknąć takich nieprzyjemnych sytuacji, lepiej zawczasu poświęcić parę chwil na bliższe zapoznanie się z nimi i na faktyczne zrozumienie ich prawdziwego znaczenia, by w przyszłości móc swobodnie nimi żonglować podczas pokazów naszej niebywałej elokwencji. W trosce o kulturę języka i nasze dobre imię, rzecz jasna ;)


Apologeta – znaczy obrońca. Apologetą stajemy się wówczas, gdy bronimy jakiejś sprawy, ideologii czy osoby.
Np.
- Józek powiedział, że Zdzisiek jest wielką, zieloną meduzą grającą na harfie w Mozambiku.
- Co ty chrzanisz?!
- Uważam, że Józek ma racje.
W tym momencie stajemy się apologetą stwierdzenia, wyrażonego przez Józka. Nie stajemy się natomiast apologetą, gdy uciekamy przed jakimś wściekłym rottweilerem. Można niby powiedzieć, że bronimy własnego tyłka, ale nie o to chodzi.

Serwilizm – to podporządkowanie się komuś, w połączeniu ze służalczością. Tym terminem najczęściej określa się postawę ludności z terenów okupowanych, wobec okupanta. Serwilizmem okazjonalnym można natomiast nazwać relacje pomiędzy kobietą a mężczyzną, kiedy to facet gotów jest wynieść wszystkie śmieci świata lub zjeść cały gar przesolonej na maxa zupy i z uśmiechem poprosić o dokładkę, o ile ma cień nadziei, że wieczorem może liczyć na seks.

Truizm – to banał, czyli stwierdzenie, którego nie ma sensu powtarzać, bo jest powszechnie znane.
Truizmami takimi jak: „Podatki muszą być niższe” czy „Zarobki muszą być wyższe”, bez opamiętania posługują się politycy.
Powiedzenie, że „Rząd jest do d...” nie jest żadnym novum – to też truizm.

Adwersarz – czyli oponent, polemista lub zwyczajne taki ktoś, kto ośmiela się nie podzielać naszej opinii. Bywa, że nie jest do nas zbyt przyjaźnie nastawiony. Z natury teściowe są adwersarzami.
I urzędnicy z kontroli skarbowej.

Egzaltacja – to przesadne okazywanie uczuć, czasami nieadekwatne do sytuacji. Egzaltowany jest np. facet, który rzuca się do Ciebie z pięściami, podczas gdy chciałeś tylko zamienić parę słów z jego żoną. Bez jego wiedzy i w jego łóżku.

Hedonizm – jeśli twoja ukochana w przypływie nieuzasadnionej złości powie, że nic tylko chlejesz piwsko, oglądasz mecze, łazisz z kolegami po knajpach i że kawał z Ciebie cholernego egoisty, powiedz jej z dumą, że jesteś hedonistą. Znaczy niemal to samo, ale brzmi zdecydowanie lepiej.

Antycypacja – antycypować znaczy przewidywać, zakładać coś. W błędnych antycypacjach specjalizują się drogowcy, którzy co roku prognozują, że zimy nie będzie.

Koherentny – czyli spójny, stanowiący jednolitą całość. Sieć naszych autostrad powinna być koherentna.
I jest koherentna. W projektach.

Internalizacja – mówiąc krótko pranie mózgu. Weźmy takie globalne ocieplenie. Media skutecznie przekonały nas o jego istnieniu. Obawiamy się jego straszliwych następstw i jesteśmy całym sercem za tymi, którzy z nim walczą. Nawet brnąc przez zaspy przy 20-stopniowym mrozie.

Obligatoryjny – nakazany, przymusowy, obowiązkowy. Np. państwo obliguje obywateli do płacenia podatków, a posiadanie psa obliguje nas do wychodzenia z nim na spacer.
Obligatoryjnie musimy też płacić składki na OFE, a OFE fakultatywnie (opcjonalnie) może wypracować dla nas godną emeryturę, ale wcale nie musi.

Paradoksalnie – to znaczy, że coś, na przysłowiowy chłopski rozum, jest niemożliwe. I tak, paradoksalnie, im dłużej śpisz, tym budzisz się bardziej zmęczony; im więcej Ciebie, tym mniej (paradoks Natalii Kukulskiej); im więcej wypijesz, tym bardziej chcesz prowadzić.

Empirycznie – to doświadczanie czegoś za pomocą zmysłów, można by rzec – na własnej skórze. Empirycznie możemy przekonać się, czym tak naprawdę jest prąd, gdy włożymy widelec do kontaktu, czemu nie warto łączyć w jednym posiłku śliwek i mleka i dlaczego nie jest dobrym pomysłem opowiadanie dowcipów o Mahomecie, przebywając w krajach islamskich.

Labilność- chwiejność, zmienność. Labilne są kobiety, kursy walut i sytuacja na Bliskim Wschodzie.

Transcendentalny – czyli niepoznawalny. Oznacza w dużym skrócie, że nie da rady czegoś poznać, gdyż nie posiadamy ku temu odpowiednich narzędzi badawczych. To tak jakby przebywając w szczelnie zamkniętym, pozbawionym jakiegokolwiek oświetlenia pokoju, próbować zmierzyć tętno czarnemu kotu, którego na dodatek tam nie ma.

Konsternacja – zwana potocznie zakłopotaniem, następuje wtedy, gdy rybki w twoim akwarium nie przeżyły eksperymentu w postaci dokarmiania ich orzeszkami ziemnymi, lub gdy przyłapiesz swoich rodziców na uprawianiu seksu.

Abnegacja – abnegat nie jest specjalnie zainteresowany swoim wyglądem i to widać. Ani on śliczny ani higieniczny. Po prostu flejtuch. Jak wydziela nieprzyjemną woń, to staje się śmierdzącym abnegatem. Lecz jeśli nasz abnegat przy okazji jest wiecznie pijany, to żaden z niego abnegat, tylko zwykły menel.

Eklektyzm – to łączenie elementów w jedną całość. Lecz żeby można to było nazwać eklektyzmem, elementy muszą różnić, tj. pochodzić z różnych źródeł. Im bardziej się różnią, tym będzie bardziej eklektycznie. Eklektyczne w zasadzie może być wszystko - sztuka, doktryna, powieść, architektura, muzyka, itp. Wrzucamy do jednego worka różne style, idee, konwencje, teorie, itd., a wyciągamy coś eklektycznego. Np. Fiata 126p, z kierownicą z BMW, siedzeniami z Volkswagena i silnikiem z Poloneza.

Defetyzm – czyli krakanie czyli wkrótce będzie koniec świata; zabiorą nam Euro 2012; Kononowicz zostanie prezydentem lub nie wyjdę z domu, bo z pewnością spadnie na mnie fortepian.

Ambiwalencja – to jednoczesne odczuwanie dwóch przeciwstawnych uczuć w stosunku do kogoś/czegoś.
Ten stan jest doskonale znany osobom na diecie - „Kocham czekoladę, ale jej nienawidzę, bo mi po niej tyłek rośnie”.

Demagogia – pod rękę z populizmem i PR-em (public relations) idzie wygrać wybory. To całokształt działań mających na celu tak nas urobić, abyśmy postawili krzyżyk na karcie wyborczej w ściśle określonym miejscu.
A to aresztują jakąś płotkę, w blasku flashy, a to obiecają 3 miliony mieszkań, wystawią tysiące billboardów, z jakąś uśmiechniętą rodzinką rodem ze stocka; pogrożą komunistom, aferzystom i innym układom – dla każdego coś miłego.


C.D. może N.

07 marca 2009

No comment.



05 marca 2009

No comment.


kaczka kelner kucharz danie tasak komiks diazzo

03 marca 2009

Premiery i zapowiedzi filmowe w przyszłości :]


Ten rok obfituje w nowości kinowe. Lecz spójrzmy co będzie hitem w kinach za parę lat. Przekonaj się jakie atrakcje szykują wytwórnie filmowe - oto repertuar na lata 2012-2015 ;)


Szklana pułapka VIII

Wartka, trzymająca w napięciu od pierwszych minut akcja, wspaniała gra aktorska i niekonwencjonalna fabuła – to wszystko można znaleźć w najnowszej odsłonie, kultowego już filmu z udziałem Bruce Willisa. Tym razem główny bohater zmierzy się ze słoikiem ogórków, w którym utknęła mu ręka.


Matrix Reinkarnacja
Zawieszenie broni między światem ludzi i maszyn nie trwało długo. Na powierzchni ziemi powstają wielkie pola uprawne, na których hodowany jest rzepak. Maszyny produkują z niego biopaliwo, z którego chcą czerpać energię. Ludzie uwięzieni w Matrixie wkrótce przestaną być potrzebni - mają zostać odłączeni i przerobieni na nawóz. Wojownicy Syjonu muszą ponownie zjednoczyć siły, by zniszczyć uprawy rzepaku. Nieoczekiwanie po stronie maszyn stają ekolodzy, którzy za wszelką cenę usiłują ocalić uprawy, w imię źle pojętej idei ochrony środowiska.


Spiderman VII

Wrogowie Spidermana nigdy nie byli tak potężni. W tej części człowiek-pająk musi się zmierzyć z człowiekiem-kapciem i człowiekiem-odkurzaczem. Jednak nie to jest jego największym problemem.
W wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności, Peter Parker zostaje ukąszony przez genetycznie zmodyfikowaną muchę i zaczyna się przeobrażać w Spider-fly-mana. Czy uda mu się pogodzić te sprzeczności, by zachować zdrowie psychiczne i czy jego ukochana, Mary Jane Watson, zaakceptuje fakt, że wyrastają mu dodatkowe pary oczu?


Gdzie jest Nemo III

Wzruszająca, pełna doskonałego humoru i pouczająca baśń, nie tylko dla najmłodszych widzów, przestawia perypetie rybki, którą pokochały miliony dzieci na całym świecie – Nemo. Tytułowa rybka zostaje złapana w sieci kutra rybackiego i ląduje w konserwie. W filmie śledzimy jej dalsze losy – od przełyku po ostatni odcinek przewodu pokarmowego.


Władca Pierścieni – Wielka Ucieczka

Wrzucony do czeluści Orodruiny pierścień nie uległ zniszczeniu, gdyż jak się dowiadujemy, unicestwić go może jedynie inna otchłań, znajdująca się po drugiej stronie Śródziemia. Odpowiedzialni za pomyłkę bohaterowie poprzednich części ponownie zbierają się, by jako Drużyna Pierścienia naprawić swój błąd i na zawsze zniszczyć pierścień. Lecz jedyny, który może to uczynić – Frodo Baggins, nie potrafi dojść do siebie po ostatnich, traumatycznych przejściach. Odmawia udziału w wyprawie i ucieka przed Drużyną, ukrywając się w Mordorze. Poznaje tam córkę dowódcy oddziału Orków. Zakochują się w sobie. Ich sielankę przerywa nadejście Drużyny, która chce zmusić Froda do ponownego ratowania świata przed Sauronem.
Para postanawia uciec. W pościg za nimi rusza nie tylko Drużyna, lecz również ojciec wybranki Froda, wraz z całą armią, gdyż uważa, że taki wielkostopy kurdupel jak Frodo, nie jest odpowiednim kandydatem na męża dla jego córki.


James Bond - Nowy Początek

Kolejna odsłona nieśmiertelnej serii o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości. W rolę Jamesa Bonda wcielił się Will Smith. Znakiem naszych czasów jest to, że Bond, jest nie tylko ciemnoskóry - jest również gejem. Ogromny sukces poprzednich części zachęcił sponsorów do wsparcia finansowego produkcji, co zaowocowało zmianą wizerunku agenta 007. W filmie Bond pije Coca-Colę i chodzi w najnowszej kolekcji odzieży i butów sportowych Nike.
Nie może też ujść uwadze intensywne zaangażowanie się twórców filmu w rozwiązywanie problemów społecznych, dlatego słynny agent jeździ na rowerze (w ramach promocji zdrowego stylu życia) i nie stosuje przemocy fizycznej ( kampania na rzecz ograniczenia agresji wśród młodzieży).


Rocky XIV

Rocky Balboa nie jest już w stanie sam zawiązać sznurowadeł, nie wspominając o walce na ringu.
Postanawia się sklonować. Klon Rockiego rozpoczyna karierę w zawodowym boksie. Wytwórnia zapowiada kontynuacje serii. Film uznawany jest przez krytyków za przełomowy, ze względu na niesamowite efekty specjalne.


Dzień, w którym zatrzymał się autobus

Ten przesycony nostalgią i atmosferą rozpaczliwej tęsknoty za przeszłością film, w reżyserii Andrzeja Wajdy, z pewnością zyska statut kultowego. Traktuje on o perypetiach pasażerów autobusu linii 512, których nieoczekiwana awaria pojazdu, spowodowana obfitymi opadami śniegu i dużym mrozem, zatrzymuje w drodze do pracy. W oczekiwaniu na autobus zastępczy, pasażerowie grają w karty i piją znalezioną pod siedzeniem kierowcy wódkę, zagryzając kanapkami.
Film został okrzyknięty w licznych recenzjach jako „Ukoronowanie dorobku reżyserskiego” oraz „arcydziełem sztuki filmowej”.


Harry Potter i Inspekcja Pracy

Kontynuacja popularnej serii w nowej odsłonie. Przeciwnikiem głównego bohatera nie jest tym razem zły czarodziej, lecz właściciel sklepu mięsnego, w którym Harry pracuje. Okazuje się bowiem, że wszystkie przygody, które przeżył w poprzednich częściach były urojeniami, powstałymi na skutek łączenia leków przeciwbólowych i antybiotyków z alkoholem. Harry nie umie pogodzić się z faktem, że jest 50-letnim sprzedawcą wędlin, ze sporą nadwagą i niespłaconym kredytem za kawalerkę, a nie młodym czarodziejem z Hogwartu i popada w depresję. Motywem przewodnim filmu jest problematyka mobbingu w miejscu pracy oraz zwlekanie z wypłatą wynagrodzenia przez pracodawcę.


Indiana Jones i zabiegi reanimacyjne

Zrealizowana z epickim rozmachem, widowiskowa, pełna zaskakujących zwrotów akcji opowieść o przygodach niezwyciężonego Indiany Jonesa. Film wyróżnia się przede wszystkim niespotykaną dotąd liczbą przeciwników dzielnego archeologa. Oprócz pokonania ogromnych pająków, wiewiórek-mutantów, plemienia kanibali, kosmitów, zombie, szpiegów KGB, demonów, mumii, wojowników Ninja i rycerzy Okrągłego Stołu, Indiana Jones musi jeszcze ocalić świat przed nadlatującą kometą, globalnym ociepleniem i III wojną światową.
Pomimo dość podeszłego wieku, podłączonej kroplówki i aparatu tlenowego radzi sobie znakomicie.


01 marca 2009

No comment.


krzyk Munch żelazko komiks

Jak to się robi - czyli polityka


Spokojnie, tylko spokojnie, pomyślał Wyborca, stojąc przed gabinetem Rządzącego.
O audiencję starał się bardzo długo. W pewnym momencie zwątpił czy kiedykolwiek będzie mu dane ujrzeć jego oblicze. Termin spotkania był nieustannie przesuwany, za każdym razem bez uzasadnienia.
W końcu jednak nadszedł ten dzień, a on sam z trudem ukrywał zdenerwowanie. Towarzyszyło mu ono już od chwili przekroczenia progu siedziby Władzy i narastało z każdym, napotykanym punktem kontroli, przez który musiał przejść, by dostać się na kolejne piętro. Swoje apogeum osiągnęło jednak przed mahoniowymi drzwiami ze złoconą tabliczką z napisem „Władza”. Miał wrażenie, że w żyłach, zamiast krwi, płynie mu czysta adrenalina. Czuł nieodpartą chęć ucieczki, lecz zdawał sobie sprawę, że taka okazja może się długo nie powtórzyć. Teraz, albo nigdy, pomyślał, wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi. Z wnętrza rozległ się kobiecy głos.
- Proszę wejść.
Nacisnął mosiężną klamkę i wszedł do środka. Spartańskie warunki, jakie tam panowały wprawiły go w zdumienie. Pośrodku niemal pustego, pozbawionego okien pomieszczenia, skąpanego w zimnym świetle jarzeniówek, stało biurko, za którym siedziała kobieta wpatrująca się w ekran komputera. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Jej blada, poszarzała cera mocno kontrastowała z ciemnymi obwódkami wokół oczu; drobną twarz, na której tkwiły wielkie okulary w grubych oprawkach, okalały matowe włosy, w kolorze ziemi.
- Niech Pan wejdzie, już na Pana czeka – rzuciła, nie odrywając wzroku od monitora.
Po lewej stronie znajdowały się ogromne, stalowe drzwi, nad którymi znajdowała się kamera. Niepewnym krokiem podszedł do nich, zapukał i po chwili wahania wszedł do środka.
- Dzień dobry – wydusił z siebie nieśmiało, oszołomiony widokiem, który mu się ukazał.
Pomieszczenie aż kipiało od przepychu. Na suficie pokrytym lustrami wisiał ogromny kryształowy żyrandol, ściany wyłożone były białym marmurem a podłogę otulał gruby, wzorzysty dywan; wokół stały meble – antyki - wykonane z najszlachetniejszych gatunków drewna, bogato zdobione kunsztownymi złoceniami. Na luksusowej, skórzanej sofie, po prawej stronie, leżała młoda kobieta w zalotnej pozie, ubrana jedynie w czarną bieliznę i buty na oszałamiająco wysokim obcasie. Gdy wszedł, na jej twarzy pojawił się uwodzicielski uśmiech, lecz spojrzenie zdradzało obojętność i coś jeszcze... Jakby smutek, wręcz rozpacz.
Pośrodku pokoju stało imponujących rozmiarów biurko, na którym trzymał nogi zasiadający w skórzanym fotelu mężczyzna w czarnym garniturze. W jednej ręce miał cygaro, w drugiej szklankę z bursztynowym płynem.
-Witam szanownego Wyborcę – rzekł ów mężczyzna, wskazując na krzesło, stojące przed biurkiem. – Proszę, niech Pan się rozgości.
Wyborca ostrożnie przeszedł po dywanie, starając się omijać jasne elementy, by przypadkiem ich nie zabrudzić, po czym usiadł na wskazane miejsce. Krzesło było małe i ledwie się w nim zmieścił.
- Cóż to za sprawa wielkiej wagi, z którą nie poradziła sobie cała armia moich urzędników, sprowadziła Pana tutaj? Zdaje Pan sobie chyba sprawę jak cenny jest mój czas? - spytał Rządzący, nadal trzymając nogi na biurku. W tonie jego głosu słychać było rozbawienie.
- Otóż...yyy... Chciałbym się najpierw przedstawić. Nazywam się.....
- Nic mnie to nie obchodzi. Do rzeczy – przerwał mu Rządzący a następnie jednym haustem opróżnił szklankę. Z szuflady wyciągnął Macallana i położył na biurku. Widząc zdumienie w oczach Wyborcy na widok whisky, po pięćset dolarów za butelkę, dodał - Napije się Pan czegoś? Może herbaty?
-Nie, dziękuję, ja....
- Spokojnie, nie musi się Pan krępować. To na koszt firmy – odparł Rządzący i roześmiał się. Chwilę później twarz mu spoważniała – Chyba płaci Pan podatki?
-Ależ oczywiście.
- To dobrze – odparł Rządzący, podnosząc słuchawkę interkomu – Przynieś herbatę – rzucił, po czym spojrzał z uwagą na Wyborcę. - Co więc sprowadza Pana do mnie?
- Mam do Pana, jako do przedstawiciela narodu, pewne pytanie.
- Słucham uważnie.
- Niestety jest tak, iż pomimo zapewnień władz o rychłej poprawie sytuacji w naszym kraju, ciągle jest tak samo lub jeszcze gorzej. Problemów przybywa, zamiast ubywać, ekipy rządzące zmieniają się jak w kalejdoskopie, za każdym razem obiecując zmiany na lepsze, lecz są to obietnice bez pokrycia. Kiedy więc zostaną wprowadzone zmiany, które uleczą nasz kraj i sprawią, że uczciwy, ciężko pracujący obywatel faktycznie odczuje, że ten kraj zmierza w dobrym kierunku? Krótko mówiąc – pytam, kiedy będzie naprawdę lepiej?
- Hmm.... tu mnie Pan zaskoczył. Naprawdę uważa Pan, że jest aż tak źle? – spytał powątpiewająco Rządzący.
- Tak – odparł zdecydowanie Wyborca. – Bezrobocie rośnie, sytuacja w służbie zdrowia jest dramatyczna, wysokość rent i emerytur w większości przypadków to kpina, korupcja i nepotyzm szerzą się jak zaraza. Przykłady można mnożyć a nawet potęgować!
- Nie popadajmy w przesadę – rzucił Rządzący, przypalając cygaro. – Sądzi Pan, że tu jest źle? Istnieje mnóstwo krajów, w których sytuacja jest znacznie gorsza, a ludzie jakoś żyją.
- Tak, to prawda. Ale są też państwa, w których obywatelom żyje się znacznie lepiej niż u nas – zaprotestował Wyborca.
- Skoro tam jest tak dobrze, to czemu się Pan tam nie przeprowadzi? Czy ktoś tu Pana na siłę trzyma? Granice są otwarte, droga wolna...
- Emigracja nie wchodzi w rachubę. Jestem patriotą i kocham swój kraj, a moim marzeniem jest by jego obywatele żyli w spokoju i dostatku - oburzył się Wyborca.
- Ja tam nie narzekam – oznajmił Rządzący i zachichotał.
Wyborca chciał coś powiedzieć, ale po tych słowach nic mu nie przychodziło do głowy. Gorączkowo zastanawiał się czy się nie przesłyszał.
Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Do gabinetu weszła kobieta, którą Wyborca widział przed gabinetem. Niosła herbatę. Bez słowa położyła ją przed Wyborcą, po czym wyszła. Z bliska wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną.
- Wie Pan kto to jest? – spytał konspiracyjnym szeptem Rządzący, nachylając się w stronę Wyborcy. – To Młodzieżówka – kontynuował, nie czekając na odpowiedź. – Harują tacy na rzecz partii, licząc, że kiedyś znajdą się na listach. Kariera polityczna im się marzy. Może nawet posadka ministerialna. Część z nich ma głowy pełne ideałów, pomysłów, inicjatyw. Wydaje im się, że wystarczą dobre intencje, ciężka praca i zapał, by ich wizje mogły się urzeczywistnić. Są bezkompromisowi i gotowi walczyć do upadłego, za swoje przekonania. Ale polityka to nie gra dla takich. Bo polityka to kompromisy, wzajemne zależności, układy oraz umiejętność rozpoznawania komu warto wchodzić w tyłek a kogo niszczyć. Prawdziwy polityk wyznaje bowiem jedną zasadę – „nigdy nie mów nigdy”. Jeśli to zrozumiesz, świat polityki stoi przed tobą otworem.
- A ta gra, jak Pan to ujął... – zaczął niepewnie Wyborca. Był wyraźnie zbity z tropu przebiegiem rozmowy. – O co się toczy?
- Jak to o co? – zdziwił się Rządzący – O władzę, wpływy i realizacje życiowych ambicji.
- A jest w niej również miejsce na urzeczywistnianie ideałów demokracji, takich jak wolność, równość czy sprawiedliwość? I czy „gracze” pamiętają, że ich zadaniem jest przede wszystkim wzięcie odpowiedzialności za losy społeczeństwa oraz troska o jego byt?
- Niech Pan pozwoli, że coś Panu wytłumaczę. Urok demokracji polega na tym, że po władze teoretycznie może sięgnąć niemal każdy. Trzeba jedynie, oprócz posiadania zaplecza politycznego, potrafić przekonać was – wyborców - że jest się lekiem na całe zło.
Pędzicie wtedy do urn, zwabieni wizją lepszego jutra stworzonego przez speców od marketingu i wybieracie zwycięzcę konkursu na najlepszą ściemę. A dlaczego? Bo nie macie innego wyjścia. Tak to już jest na tym świecie urządzone, że ktoś rządzić musi, czy się to komuś podoba czy nie. Powierzacie swoje nadzieje, marzenia, a co najważniejsze – władzę, ludziom, którzy wykazali wystarczająco dużo determinacji by wdrapać się na sam szczyt góry łajna, zwanej karierą polityczną – a nieubrudzonych Pan tam nie uświadczy, zapewniam Pana - a potem się dziwicie, że miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze. Zresztą demokracja ma wiele innych zalet, prawda Demokracjo? – Rządzący skierował wzrok w stronę kobiety leżącej na sofie i uśmiechnął się lubieżnie. Niektóre twoje instytucje wspaniale służą mojemu... hmm... interesowi.
Wyborca z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Chce Pan powiedzieć, że zajmując najwyższe funkcje w państwie kierujecie się wyłącznie dobrem osobistym i kompletnie wam nie zależy, aby w kraju zmienić coś na lepsze?!
- To zbyt duże uproszczenie – odparł Rządzący marszcząc brwi.- Robimy tyle, ile jest konieczne, by słupki sondaży utrzymywały się na przyzwoitym poziomie. Trzeba się też czymś pochwalić podczas kampanii wyborczej.
Wyborca zwiesił głowę. Nie miał już nic więcej do powiedzenia. Czuł się zdradzony.
Drzwi gabinetu ponownie otworzyły się, a do środka wszedł mężczyzna. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to, w co był ubrany, stanowiło równowartość wielu średnich krajowych. W ręku trzymał teczkę.
Na jego widok Rządzący szeroko się uśmiechnął.
-Witam Pana Lobbystę – powiedział, po czym wstał i uścisnął mężczyźnie rękę. Można było dostrzec, że łączy ich zażyłość.
- Cześć stary. A to kto? - spytał Lobbysta, spoglądając podejrzliwie na Wyborcę.
Rządzący machnął ręką – Nikt. Nie przejmuj się nim. – Opowiadaj lepiej jak poszło. Rozumiem, że się zgodzili?
- A mieli inne wyjście? – spytał Lobbysta. Na jego twarzy malował się triumf. – Trzymaj. Chciałeś w euro, nie? – dodał, wręczając Rządzącemu teczkę. – Muszę lecieć.
- Już? - zdziwił się Rządzący.
- Mam jeszcze jedno spotkanie. Widzimy się wieczorem u Mecenasa, ok?
- Jasne. To do zobaczenia.
Gdy Lobbysta opuścił gabinet, Rządzący ponownie rozłożył się w fotelu. Był wyraźnie zadowolony.
- Doprawdy zadziwiający pokaz arogancji i cynizmu władzy - stwierdził zrezygnowanym głosem Wyborca po czym wstał. – Pójdę już.
- Skoro Pan nalega – odparł Rządzący, wykrzywiając twarz w złośliwym uśmieszku.
Wyborca zaczął iść w stronę drzwi. Nagle stanął i odwrócił się.
- Kiedyś ludzie przejrzą na oczy – powiedział z przekonaniem – i przestaną godzić się na bycie narzędziem w waszych rękach. Kiedyś zjednoczą się, rozerwą na strzępy tę zasłonę pozorów i dostrzegą prawdę, a wtedy....
- A wtedy co? – przerwał mu Rządzący. Był wyraźnie poirytowany – Cóż takiego się stanie? Opowiem Panu coś o społeczeństwie, w którego zdolności do masowej mobilizacji tak Pan wierzy. Jest tak, że zdecydowana większość z was kompletnie nie jest zainteresowana prawdą lub wręcz ją odrzuca. Choć to zabrzmi dość brutalnie, to dziś do szczęścia potrzebujecie jedynie trzech rzeczy – chleba, igrzysk i poczucia bezpieczeństwa. Po ciężkim dniu pracy ogląda Pan sobie na nowiutkiej plazmie wiadomości, o tym jak walczymy z korupcją czy łapiemy przestępców, by następnie przełączyć kanał i obejrzeć jakieś show czy inną, komercyjną papkę. Czy można chcieć więcej? Za obronę takiego stylu życia jesteście w stanie, bez mrugnięcia okiem, poświęcić swoje swobody obywatelskie, które i tak wydzieramy wam, kawałek po kawałku, pod pretekstem walki z terroryzmem i zapewnienia bezpieczeństwa. I gówno was obchodzi czyje tak naprawdę interesy reprezentujemy, o ile umiemy zachować pozory.
-Czy to wszystko, co ma mi Pan do powiedzenia? – spytał przez zaciśnięte zęby Wyborca. Czuł narastającą wściekłość.
- Wszystko – odparł Rządzący, po czym uśmiechnął się szyderczo – I jeszcze jedno. Niech Pan nie zapomni oddać na mnie głosu w nadchodzących wyborach.
- Dlaczego niby miałbym to zrobić?!
- Bo po mnie mogą przyjść jeszcze bardziej pazerni, cwani i bezczelni.
- Tak się nie stanie – odparł Wyborca i otworzył drzwi.
Zanim je zamknął, usłyszał jak Rządzący się śmieje.
Coraz głośniej i głośniej....

23 lutego 2009

13 lutego 2009

No comment.


Biblia Bóg oko sekta prezent religia komiks

09 lutego 2009

Nie ma się co spieszyć z decyzją.


hamlet czaszka szekspir płaszcz

Śledztwo

Mam wątpliwy zaszczyt przedstawić Państwu wątpliwej jakości sztukę pod wątpliwie chwytliwym tytułem: ”Śledztwo”.

Występują:

• Detektyw Arbuz,
• Detektyw Kapusta,
• Trup bez głowy,
• Bezlitosny Morderca,
• Tłum gapiów (z powodu drastycznego cięcia kosztów w role tłumu gapiów wcielił się woźny z pobliskiego gimnazjum),
• Opinia publiczna,
• Bakterie Salmonelli.

Akt 1

(Wczesny poranek w pewnym mieście. Pośrodku miasta leży trup bez głowy. Nad nimi pochyleni w ciszy i skupieniu Detektyw Arbuz, Detektyw Kapusta i Bezlitosny Morderca. Wokół nich technicy udający, że ciężko pracują, oraz tłum gapiów. W tle ćwierka wróbelek Elemelek. W powietrzu unosi się nieciekawy zapach z pobliskiej przetwórni ryb.)

Detektyw Arbuz: (z pewnością w głosie)
To trup.

Detektyw Kapusta: (bez pewności w głosie)
Za szybko wyciągasz wnioski. Może tylko udaje trupa? Może to jakiś performance? Wiesz, jacy są artyści...

Detektyw Arbuz:
Wiem, co mówię Kapusta. Medycyna zna takie przypadki. Czytałem o tym niedawno. Dekapitacja może przyczynić się do zgonu.

Detektyw Kapusta:
Jednak dla pewności sprawdzę.
(sprawdza puls, mierzy ciśnienie i siły na zamiary)
Masz racje. To trup.
Jak myślisz, to samobójstwo?

Bezlitosny Morderca:(nieśmiało)
To morderstwo.

(po tym stwierdzeniu zapada pełna napięcia cisza,
przerywana jedynie odgłosami pracy
młota pneumatycznego)

Detektyw Arbuz: (zirytowany)
Skąd Pan to wie?!
A tak w ogóle, to kim Pan jest i jakim prawem miesza mi się w śledztwo?!

Bezlitosny Morderca:
(jeszcze bardziej onieśmielony napastliwym tonem głosu detektywa Arbuza)
Bo to ja go zabiłem.

Tłum gapiów: (zamarł w bezruchu)

(na miejsce zdarzeń przybywa opinia publiczna i zaczyna okupować pobliski hipermarket, gdyż rozpoczyna się wiosenna wyprzedaż odmrażaczy do zamków)

Detektyw Arbuz:
(zerkając ukradkiem na Detektywa Kapustę, z którym dzieje się coś niedobrego)
Tu się Pan myli. Z ustalonego przeze mnie, w trudzie i znoju, związku przyczynowo-skutkowego jasno wynika, że denat stracił głowę dla kobiety.

Tłum gapiów: (odmarł z bezruchu)

Detektyw Kapusta:
(doznaje projekcji astralnych, prowadząc jednocześnie spór egzystencjalny ze swoim ego, superego i alterego. Detektyw Arbuz jawi mu się jako maleńka cząstka świata materii, pogrążona w niezmierzonej otchłani wszechświata, rozpaczliwie szukająca sensu bytu w chaosie nieskończoności)

Opinia publiczna:
(powraca z hipermarketu, obładowana siatkami pełnymi odmrażaczy do zamków i jogurtów prosto z krzaczka, domagając się codziennej porcji sensacji i ukarania winnych)

Bezlitosny Morderca: (nie wierzy w to, co słyszy)
Przecież przyznałem się do zbrodni! Co jeszcze powinienem zrobić by zostać ukaranym?

Detektyw Kapusta:
(gwałtownie przywrócony do rzeczywistości z powodu dolegliwości
gastrycznych, wywołanych bakterią Salmonneli)
Limity na zbrodnie i przestępstwa gospodarcze już nam się wyczerpały, ale może Pan się przyznać do nielegalnego rozpowszechniania utworów muzycznych w sieci.

Bezlitosny Morderca: (przyznaje się)

Detektyw Arbuz: (aresztuje go)

Detektyw Kapusta: (zwalnia się z pracy, by poświęcić się kontemplacji i leczeniu Salmonelli,
przy pomocy szyszek i platikowych koralików)

Opinia publiczna:
(zasiada przed telewizorem, by obejrzeć kolejny odcinek serialu:
„Jak pory roku Vivaldiego
, zmienia się światło w Twoich oczach,
powiedz mi życie coś miłego,
nie pędź tak proszę,
daj odpocząć.”)

Życie: (nie daje odpocząć)


KONIEC


01 lutego 2009

Rozrywka przyszłości (niekoniecznie odległej).


rozrywka show taniec z gwiazdami przyszłość komiks

Glonozaur Ambroży i świat magii cz. 1



Odsłona 4

Każdy z nas kiedyś coś stracił. Nawet jak strata jest niewielka i w zasadzie można nad nią przejść do porządku dziennego, to tkwi w nas to irytujące uczucie, że jesteśmy na minusie.
Było a teraz nie ma. Oczywiście czasem można dostrzec w tym jakiś pozytywny aspekt, ale w przypadku utraty telefonu, portfela, zegarka i pary nowych butów jest to dość trudne. Toteż Ambroży nawet nie próbował, gdy wrócił ze spaceru po cieszącej się najgorszą sławą dzielnicy w mieście.
Czasami bywa też tak, że przy okazji straty coś zyskujemy. Ambroży zyskał wstrząs mózgu, złamanie nadgarstka i pękniecie dwóch żeber. No i oczywiście bezcenną wiedzę, co konkretnie oznacza zwrot: „znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie”
Trudno nam było ocenić czy bilans wyszedł na zero.
Po tych przeżyciach Ambroży zmienił się, rzecz jasna na gorsze. Nie chciał myć naczyń. Podjęliśmy wszelkie kroki by zrozumiał, jak niewłaściwie postępuje, ale podtapianie go w zlewie nie przyniosło pożądanych efektów.
Zdecydowaliśmy więc, że musimy zwrócić się do kogoś o pomoc. Napisaliśmy w tym celu list do Ministerstwa Magii by przysłali nam kogoś, kto przekona Ambrożego, że powinien dostosować się do panujących w naszym domu reguł.
Ministerstwo przysłało nam Harrego Pottera.
Jak tylko stanął w progu stwierdziliśmy, że jest za fajny by rozmawiać z Ambrożym, więc zamknęliśmy glonozaura w toalecie, uprzednio go związując i kneblując.
Reszta dnia upłynęła nam wspaniale. Harry opowiadał nam o świecie magii, spiliśmy się jak świnie, potem Harry wyczarował kolejne trzy skrzynki piwa, striptizerki i zrobił pokaz sztucznych ogni. Harry to świetny gość! Pozwolił sobie nawet wytatuować ogromnego węża na plecach - super to wyglądało. Harry co prawda coś tam później bełkotał, że ma jakiś problem z wężami ale uspokoiliśmy go, że alergię to ma dziś co trzeci człowiek.

C.d.n


21 stycznia 2009

Bliskie spotkania trzeciego stopnia.


kosmita kij baseballowy dres uderzenie ufo komiks

kosmita kij baseballowy dres uderzenie ufo komiks
Łatwo o nieporozumienia.

20 stycznia 2009

Glonozaur Ambroży i trudy nauki


Odsłona trzecia



Są na tym świecie osoby, którym udaje się niemal wszystko. Wystarczy, że coś sobie postanowią i przy odrobinie wysiłku osiągają to. Ot, takie zdolne bestie. Ambroży był przekonany, że również zalicza się do tego grona szczęśliwców, odkąd nauczył się obsługiwać kalkulator.
Uznał jednak, że to za mało żeby odnieść Wielki Sukces, więc w celu nabycia nowych umiejętności postanowił udać się do Teksasu, gdzie miał czekać jego guru.
Próbowaliśmy go odwieść od tego pomysłu, lecz daremny był nasz trud!
Uparł się skubany i pojechał.
Ale zanim dotarł do celu przeżył mnóstwo niezwykłych przygód. Jedną z nich był pobyt w ekwadorskim więzieniu. Wypuszczony po paru miesiącach, oczyszczony z zarzutów o przemyt narkotyków, wyruszył w dalszą podróż. To doświadczenie odcisnęło jednak wyraźny ślad na jego psychice. Do dziś dziwnie reaguje na widok męskich toalet. O pozostałych przygodach nie chciał mówić. Nie przejęliśmy się tym, bo i tak nam opowie. Właśnie dla takich okazji trzymamy w domu paralizator.
Po przylocie Ambroży, w tłumie postaci równie bezbarwnych jak on sam, błyskawicznie dostrzegł tego, kto miał go nauczyć umiejętności gwarantującej osiągnięcie sławy i bogactwa.
Tak, nie mylicie się. To był Cordell Walker we własnej osobie. Strażnik Teksasu.
-Walker!
-Ambroży!
Powitanie było bardzo serdeczne. Ambroży był wniebowzięty. Myśl o tym, że Walker nauczy go słynnego kopniaka z półobrotu wywołała u niego stan euforii.
- Kiedy zaczynamy? - spytał niecierpliwie.
- Możemy nawet teraz. – odparł Walker.
- Super! - ucieszył się Ambroży. – To do roboty!
Cios z półobrotu, który sekundę później dotarł do jego szczęki, zapewnił mu zwiedzanie pobliskich galaktyk przez dobrą godzinę.
Gdy już odzyskał przytomność ujrzał nad sobą Walkera.
- I jak? Już umiesz? – spytał Strażnik Teksasu – Czy powtórzyć?
Okazało się, że na oddziale chirurgii szczękowej w pobliskim szpitalu mają bardzo ładne pielęgniarki.


18 stycznia 2009

Kobiety, mężczyźni, zakupy...


Szczerze mówiąc, nie wiem sama.
Czy sukienka jest za mała?
A ten kolor mi pasuje?
Może włosy przefarbuje?
Co ty myślisz misiu mój?
To jest odpowiedni krój?
Czemu nic nie odpowiadasz?
Z kolegami tyle gadasz...
Jak mi masz doradzić coś,
to od razu tracisz głos.
Czy te paski wyszczuplają?
Ładnie talię podkreślają?
Powiedz że coś do cholery,
przymierzyłam ich ze cztery.
Nie podoba ci się żadna,
czy we wszystkim jestem ładna?
A spójrz na to! Nie! Na buty!
Czy powinnam takie kupić?
Obcas ci się nie podoba?
Ty się nie znasz, taka moda.
Te za drogie? Misiu, proszę…
Wiesz, że takie właśnie noszę.
Dość mam tego, ja wychodzę.
Już Cię pewnie nie obchodzę.

Zapamiętaj to mężczyzno!

Wniosek z wiersza jest ponury.
Czekać będą cię tortury,
jeśli będziesz taki głupi,
by pójść z babą na zakupy.


No comment


duch upiór zjawa kacper widmo komiks blog